So, das ist das Fenster in dem Radoliner Palast in Jarocin. Durch das Fenster kann man ein Stück des Parks sehen und wenn man sich herausstreckt, ist sogar der Teich sichtbar. Es ist sehr netter aber vorläufiger Sitz der Blogredaktion, die Tag für Tag (seit dem 29. Juli bis zum 6. August) die polnisch-deutsche Theaterwerkstatt dokumentiert . Die Werkstattleitung: Janusz Stolarski und Arnold Pfeifer. Der Ausgangspunkt: „Verführtes Denken” von Czesław Miłosz.

Wir versuchen auch möglicherweise die deutsche Version der Texte zu veröffentlichen.

czwartek, 11 sierpnia 2011

nowe zdjęcia


Dodałam na konto ftp kolejną porcję zdjęć: zdjęcia anioła Arnolda, który chodził pomiędzy śpiącymi i zdjęcia ze spektaklu i po spektaklu. Część z nich jest bardzo ciemna, ale oddają to, jakie było faktycznie światło (fotki robione przez Pawła Kulę bez flesza).

Miłego oglądania.

P.S. Jeśli nie wiesz, co to jest ftp - wejdź na link na blogu: filmy z warsztatów/Filmen von den Workshops.

środa, 10 sierpnia 2011

Do widzów


Drodzy widzowie sobotniego spektaklu!

Chciałabym poznać Wasze opinie/myśli/refleksje dotyczące spektaklu "Myślenie na własny rachunek". Co Wam się podobało, a co nie? Jakie mieliście myśli/skojarzenia? Co sądzicie o poszczególnych elementach przedstawienia: wyświetlanych filmach, muzyce, grze aktorskiej, świetle? Czy macie jakieś pytania dotyczące treści lub formy spektaklu?
Zamieszczajcie swoje wrażenia na blogu w formie komentarzy do tego posta lub przesyłajcie na adres mailowy: zofia.smolarska@gmail.com

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Dziękuję/Danke


Dziękuję Wam za sobotni spektakl. To było dla mnie duże przeżycie. Dziękuję Wam wszystkim razem, ale i każdemu z osobna między innymi za:

Vielen Dank für die Auffuehrung. Das war für mich ein grosses Erlebnis. Ich bedanke mich bei euch allen, aber auch bei jedem einzelnen für (unter anderem):




Vicki - für die dramatische Flucht über das Gebirge
Nastja - für die Schlägerei mit Stefi, die realistisch, aber nicht zu realistisch war
Melina - für die zusaetzliche Lichtfunktion ganz am Ende
Katharina - za bycie surową, ale jednak czułą matką dla Vivien
Vivien - für das Träumen
Stefanie - für den sorgsamen Schutz Levins
Sahra - für das ernst Bleiben
Marta - za mądre prowadzenie zastępu do rzeźni
Zuza - za trzymające w napięciu spotkanie z aniołem
Hania - za czysty i odważny śpiew pieśni
Jagoda - za przeglądanie się w niewidzialnym lustrze
Sara - za wrażliwą autystkę
Weronika - za pokorne szorowanie podłogi
Agnieszka - za wytrzymanie napięcia przed "moje" w scenie dawania prezentów
Sziszka - za trzymanie weselnego rytmu podczas walenia się murów miasta
Levin - für das unauffälliges Sterben in der Kirche
Arne - dass du ein guter Vater trotz widriger Bedingungen warst
Darek - für das Gebet
Maciej - za trzymanie rodziny na dystans od "katolów" w scenie wypędzenia
Mariusz - za żywiołowe rozkręcanie weseliska
Mateusz - za: "ślub to ślub, a chrzest to chrzest"
Szymon - za czytanie ze zrozumieniem
Bartek - za dbanie o bezpieczeństwo widza w scenie meczu koszykówki
Adam - za akordeonową nostalgię w "Zachodźże słoneczko"
Arnold - für die himmlische Ruhe
Bogusz - za nagranie spektaklu, z którego mam zamiar skorzystać:)
Kuba - za zachowanie zimnej krwi w momencie awarii
Patryk - za nadawanie rytmu całości
panom elektrykom - za cierpliwość (mimo wszystko)

piątek, 5 sierpnia 2011

parę cytatów z Miłosza


O tym, dlaczego marksistowska ideologia zdobywała sobie tylu wyznawców wśród młodzieży:

Dzisiaj sądzę, że wszyscy młodzieńcy, przeżywający w Europie te olśnienia, szukali przede wszystkim narzędzia, które by im pozwoliło dać sobie radę ze zjawiskiem ruchu, czyli czasu. (…) Ogrom przeszłości, złożonej ze zdarzeń, zdarzeń i tylko zdarzeń przechowywanych w kronikach, przytłaczał, wprowadzał tę nudę jaką często widziałem w uniwersyteckich audytoriach, a równocześnie niepokój, poczucie niemocy wobec bezładu. Współzależności pomiędzy zdarzeniem i zdarzeniem nie były jasne. (…) I oto dialektyka rozwoju, działając z tą samą koniecznością w przyrodzie i w społeczeństwie, dostarczała klucza, wyjaśniała wszystko. Nic dotąd nie trwało osobno: każdy fakt występowała na tle, wiadomo było, z jakiego gruntu wyrastał, a równocześnie, jak za naciśnięciem guzika, wyskakiwał w świadomości napis: „feudalizm”, „kapitalizm”, itd. (…) Magnetyczna siła przyciągania marksizmu tłumaczy się chyba tym, że pojawiał się w chwili, kiedy świat ujmowany podwójnie, w kategoriach naukowych i humanistycznych, robił się za trudny do objęcia, i im bardziej prymitywny był umysł, ty większe rozkosze czerpał ze sprowadzania rozsypującej się wielości do wspólnego mianownika.


O wyższości Niemców nad Polakami i Polaków nad Niemcami:

Jakkolwiek teraz, kiedy to piszę, hitleryzm należy do przeszłości, nie należy być może do przeszłości rozpowszechniona w masach niemieckich opinia o Słowianach, w pierwszym rzędzie ich najbliższych sąsiadach, Polakach, jako „podludziach”. Nazi wykorzystali tę opinię, ułatwiając potworne zbrodnie. Byłoby przesadą twierdzić, że Polacy nie są świadomi, jakie ich wady pozwoliły Niemcom zdobyć miłe poczucie własnej wyższości: nieporządek, nieudolność w opanowaniu materii (dziurawe mosty i błotniste drogi należą w literaturze europejskiej do standardowego obrazu Polski już od średniowiecza), lekkomyślność, pijaństwo, brak talentu do urządzani życia tak, żeby było gemütlich.
Równocześnie jednak są świadomymi swych zalet, rzadko spotykanych u Niemców, których nazywają tępymi i ciężkimi: fantazja, zmysł ironii, dar improwizacji, kpina z wszelkiej władzy, przez co roztapiają niejako każdy system polityczny od wewnątrz.


O tym, jak zachodnia Europa wyobrażała sobie komunizm na Wschodzie:

Terror nie jest – jak to wyobrażają sobie intelektualiści zachodni, monumentalny; jest podły, ma rozbiegany wzrok, niszczy konsystencję ludzką i wszelkie stosunki pomiędzy milionami jednostek zmienia w stosunku szantażu. Poza tym gospodarka podporządkowana wymogom ideologii podnosiła włosy na głowie. Zastosować do niej można było spostrzeżenia Guliwera w kraju Balnibarów, administrowanym przez światłą Akademią Wynalazców, gdzie ludzie mieszkający na górze tak są zatopieni w swoich spekulacjach, że nie myślą wcale, co tu się na dole dzieje i gdzie lud, okryty łatami, chodzi po ulicach krokiem niepewnym, z twarzą dziką i oczami wytrzeszczonymi.

Powyższe cytaty pochodzą z tomu „Rodzinna Europa”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Szósty dzień: Małżeństwo


Na skraju parku, którym co dzień spacerujemy, zarośnięty krzakami, prawie niewidoczny, stoi słup, a na nim zardzewiała tablica z regulaminem parku. Napisano na niej:
1.Park służy zaspokajaniu celów wypoczynkowych, zdrowotnych, estetycznych i kulturalnych ludności.
2.Z parku mogą korzystać wszyscy na równych prawach.
3.Park polega na:
- zakazie dokonywania wszelkich zmian w zagospodarowaniu powodujących naruszenie jego układu przestrzennego
- zakazie niszczenia zieleni i mienia
- zakazie kierowania wszelkimi pojazdami z wyłączeniem rowerów kierowanych przez dzieci do lat 10
-zakazie prowadzenia psów bez smyczy
4. W parku obowiązuje zakaz podawania i spożywania alkoholu.
5. Za naruszenie zakazów określonych w ustępie 3 i 4 regulaminu grozi odpowiedzialność karna przed kolegium do spraw wykroczeń.
U G i M Jarocin

Wczoraj, kiedy po filmie oglądaliśmy nagranie Końska z zamierzchłych czasów, tzn. z niedzieli, to dotarło do mnie, jaką drogę przeszliście. Końsko w niedzielę było pełne życia, ruchu, pomysłów, konfliktów, zdarzeń, pełne śmiechu i radości, ale także pełne błędów, niekonsekwencji, prywaty. Od tamtego czasu, postawiono solidne dźwiękoszczelne ściany domów, wstawiono drzwi, zlikwidowano ścieżki między domami... i napisano tonę regulaminów (nie uśmiechać się, nie pizdżyć, nie być prywatnie itd.). Końsko stało się więzieniem. Ale chyba o to nam chodziło, tak?
Te dwa obrazy miasta - z niedzieli i z wczoraj kojarzą mi się z obrazem pary, która po gorącym romansie, postanawia wziąć ślub. Wolność zastępowana jest przez wierność, chaos przez strukturę.
Dwa dni temu Janusz powiedział, że dla niego teatr jest wolnością. Ja myślę jednak, że teatr jest, tak jak małżeństwo, dobrowolnym więzieniem. Ale to nie wyklucza pięknych momentów, pięknych scen, a takie się wczoraj zdarzyły. Jedna z nich to pęd końskiej maszyny, ucieleśnienie zdyscyplinowanej agresji, po której nastąpiła nagła, wytrącająca z równowagi cisza i słychać było tylko przesuwanie się rzeźniczych haków. Ten moment, później zamazany muzyką Patryka i galopowaniem w miejscu czekających w kolejce do rzeźni - nie miał już tej siły.
To jest tak, jak na wczorajszym filmie Koyaniskatsi - motoryczna muzyka i szalony pęd samochodów i ludzi, był nagle przerywany i zderzany z całkowitą ciszą wieżowca odbijającego chmury.
A wracając jeszcze do tego porównania teatru jako małżeństwa, przypuśćmy że uznajemy poligamię: jeśli Janusz jest mężem, który w tej chwili dba o zabezpieczenie fundamentów i konstrukcji domu-spektaklu, to każdy z Was, jak na dobre żony przystało, powinien wziąć się za wymiecenie kurzu, umycie okien i wytrzepanie dywanów, tak aby w sobotę można było bez wstydu zaprosić gości. To, czego jeszcze brakuje, to samodzielnej inicjatywy, tzw. aktorskiej gotowości. Jeśli czeka na mnie góra garów na zmywaku i dziecko narobiło w pieluchę, to choćby nie wiem, jak się nie chciało podnieść tyłka, zakasuje się rękawy i idzie robić to, co jest do zrobienia.
Dla przykładu: pochód za akordeonistą. Tak jak w Kościele, tak tutaj przydałoby się trwanie w roli. Mariusz jest dalej ojcem trudnej córki, a Sara autystką, tylko w innej sytuacji - w sytuacji pogrzebu. Jak ja rozumiem tą scenę, to to zdaje się nie jest przerywnik muzyczny dla odprężenia widza, tylko dowód zepsucia i hipokryzji mieszkańców. Coś się stało, trzeba problem zakopać, pochować i iść na zabawę.
Inna przykład: jak Agnieszka wyobraża sobie swoją postać na początku spektaklu? Czy w sobotę ksiądz będzie także siedział na materacu do momentu, kiedy uzna, że może ewentualnie włączyć się do akcji, podczas gdy inni od 10 minut usilnie improwizują?
Janusz mówił ostatnio o zadaniach aktora na przykładzie Jagody - "paznokcie są określone, teraz wy musicie umieścić te paznokcie w świecie" - czyli wypełnić kredkami kolorowankę.
Ostatnie dwa dni przed Wami, bądźcie dobrymi żonami!

środa, 3 sierpnia 2011

Piąty dzień: Lista sprawunków


Dzień piąty: Lista sprawunków
Jest taka historia w książce „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren, która opowiada o wyprawie po sprawunki. Dziewczyny – Lisa, Britta i Anna, wybierają się do sklepu w pobliskiej wiosce i żeby nie zapomnieć tego, o co ich mama Lisy prosiła, po drodze śpiewają sobie piosenkę: Kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej. Zawędrowują do sklepu, kupują sprawunki z listy od mamy a także wiele innych rzeczy, które okazały się nagle bardzo potrzebne. Po dłużej chwili powrotnego marszu znów zaczynają nucić: Kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej, bo w rytmie idzie się raźniej. A kiedy dochodzą do domu i na horyzoncie pojawia się mama Lisy, nagle dziewczyny orientują się, że zapomniały kupić kiełbasy, o której śpiewały.

Tak, dzieci z Końska często przypominają dzieci z Bullerbyn. Po każdej improwizacji mówi się tyle o precyzji, przypomina się o wyrazistości ruchów, o budowaniu konfliktów w ramach domowych historii, i o tych cholernych prywatnych uśmiechach. A dzieci, radosne i zadowolone z siebie, dopiero kiedy ujrzą twarz Janusza – który prosił szczególnie o kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej – przypomina im się, że czegoś musiały zapomnieć, czegoś ważnego...

Kiedy następnym razem wybierzecie się na wyprawę po aktorskie sprawunki, proszę, wejście poniższą listę ze sobą:
- rodzina protestancka miała nie klaskać przy wypędzaniu Żydów – klaskanie bez przekonania znaczy w tej scenie bez przekonania strzelać z karabinu. Albo strzelamy, albo nie strzelamy.
- Do bab: „Któż tak po komorze cho-odzi i stuka” czy „Któż tak po komorze chodzi i stu-uka”- kiedy jest więc nut w melodii niż sylab, trzeba sobie ustalić, którą samogłoskę przedłużacie.
- do przemyślenia jest użycie dwóch rekwizytów w scenie Arnolda – lampy i aparatu na raz. Nawiasem mówiąc, z lampą nad głową nie zrobi się dobrego zdjęcia – oświetla się przecież nie osobę fotografa, tylko przedmiot fotografowany. Mój pomysł: możeby przejście od czasów Końska 1 do Końska 2 zaznaczyć właśnie zmianą atrybutu anioła – kiedyś była to stara lampa, a powiedzmy dzisiaj anioły chodzą z aparatami. Jak pokazuje Kieślowski w Dekalogu, anioły posyłane na ziemię są wyposażane na miarę czasów, są mleczarzami lub jeżdżą na rowerach. Inna sprawa, dlaczego anioł robi zdjęcia w nocy, a potem także w dzień? O jakich ludziach pisze raport – o tych niewinnych, śpiących czy o grzesznikach, którymi stajemy się po przebudzeniu?
- zaczynam się bać, jak gardło Levina udźwignie taki hardkorowy kaszel do premiery – słychać, że jest to kaszel naprawdę, kaszel chorego aktora. Trzeba by się nauczyć kaszleć bez szwanku dla strun.
- kiedy Szymon mocuje się z córką w kazirodczej scenie, a ona się uśmiecha, to mamy Lolitę od Nabokova, a nie Końsko.
- przed mszą pod kościołem siedzi Wikki, po co ona tam siedzi? No, zbiera na poranne piwko. Czy nikt nie wrzuci jej grosza?
- towarzystwo pobożne w Kościele myśli, że jak się jest w kupie, to można sobie odpuścić, a właśnie w tej sytuacji, kiedy cała wiocha jest w jednym pomieszczeniu powstaje pole do pokazania relacji między ludźmi w wiosce. Jeden przykład: na początku poznajemy Jagodę Szymonową w otoczeniu rodzinnym, ciekawi mnie, jak kobieta, która ubezpieczyła w PZU swoje paznokcie patrzy na inne kobiety w kościele, czy patrzy im na ręce, porównuje? A może flirtuje z Mariuszem, bo podziwia chłopa, co umie zaprowadzić porządek w domu?
- czemu kapłanka Agnieszka prowadzi procesję wokół domów żydowskich przycupnięta, zgarbiona? Byli w historii ludzie niskiego wzrostu porywający tłumy. Ale czy ktoś widział, żeby Napoleon kucał prowadząc swoich żołnierzy do boju?
- żydowska rodzina, ciepła, dobra i radosna, która następnie jest ze wsi wypędzana to Landryna. Czy wy nie macie ludzie żadnych problemów? Jeśli nie macie, to nie jesteście ludzcy i naprawdę nadajecie się do wyrzucenia. Ludzi wiecznie szczęśliwych trzeba z teatru eksmitować!
- pamiętajcie, w którą stronę otwieracie drzwi, żeby ich za sobą nie zamknąć z przeciwnej strony.
- ile lat ma wiejski głupek? Czasem wydaje się, że to dziecko skaczące w klasy, radośnie podskakujące – może określenie wieku pomoże w niedziecięcych pomysłach na improwizację?

A teraz parę sprawunków, które udało się kupić:
- zróżnicowane otwieranie drzwi – jedni trzaskają, inni zamykają kopniakiem, jeszcze inni robią to bardzo ostrożnie, żeby nie obudzić śpiących. Tak trzymać.
- scena u Mariuszów. Mariusz szamoce się z Hanią, przychodzi matka i bardzo nieśmiało staje w obronie córki, Mariusz trzymając Hanię mocno za nadgarstek, drugą ręką zamachnął się na żonę. Nie musiał jej uderzyć, ona już po słusznie idzie do kuchni, gdzie jej miejsce. Brat Hani, skulony w kącie, z twarzą ukrytą między kolanami, płacze. To scena mocna i angażująca wszystkich domowników.
- piękne było przebudzenie Kataliny z powolnym przecieraniem oczu, jakby budziła się z bardzo długiego snu.
- wejście muzułmańskiej modlitwy razem z odezwaniem się puzonów w podkładzie Patryka. Patryk czuwa!

Czesław Miłosz - "Piosenka o końcu świata"


W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć,
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.

W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.

A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.

Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie bądzie.



Czesław Miłosz, "Das Lied vom Weltende"

Am Tag des Weltendes
Kreist eine Biene über Kapuzinerkresse,
Repariert ein Fischer sein glänzendes Netz,
Springen im Meer fröhliche Delphine,
Klammern sich junge Spatzen an Rinnen
Und goldige Haut hat die Schlange - nach dem Gesetz.

Am Tag des Weltendes
Gehen Frauen unter Schirmen über das Feld,
Schläft ein Säufer am Rasenrand ein,
Preisen Gemüsehändler ihre Waren,
Sieht man ein gelb besegeltes Boot zur Insel fahren,
Der Geigenton bleibt in der Luft
Und lädt die sternvolle Nacht ein.

Und diejenigen, die Blitze und Donner erwartet haben,
Sind enttäuscht.
Und diejenigen, die Zeichen und Erzengelposaunen erwartet haben,
Glauben nicht, dass es gerade geschieht.

Solange die Sonne, solange der Mond uns vom Himmel grüßt
Solange die Hummel die Rose küsst
Solange rosige Kinder zur Welt kommen
Glaubt niemand, dass es gerade geschieht.


Nur ein grauhaariger Alter, der Prophet wäre,
Aber keiner ist, weil er eine andere Tätigkeit hat,
Spricht vor sich hin beim Tomatenbinden:
Ein anderes Weltende wird es nicht geben,
Ein anderes Weltende wird es nicht geben.


(übersetzt von Magdelena Zyga)

wtorek, 2 sierpnia 2011

Czwarty dzień: Pustka


Dzisiaj dzień kryzysowy. Po pierwsze, był mały kwas na rozmowie o ketmanie za sprawą mego rozdarcia szat. Po drugie, zamiast patrzeć na Wasze improwizacje, zaczęłam liczyć drabinki (18 zestawów) i okna w sali (24 okna po jednej stronie, trzy po drugiej). Jest to za pewne sprawa mojego permanentnie za krótkiego snu, szalonego joggingu w godzinach, kiedy w parku wciąż jeszcze sowy pohukują, a także drobnych problemów współlokatorskich. Ale być może także u was nastąpiło zmęczenie materiału.
Janusz S. mówił o marazmie panującym w Końsku. Czesław M. pisał o tym, że komunizm jest śmiertelnie nudny. Muzyka Patryka sugeruje senność i rutynę. Ale grać nic, tzn. grać, że się nic tak naprawdę nie dzieje - to najcięższa aktorska robota. Skoro żeśmy się dzisiaj naczytali mądrych rzeczy, to pozwolę sobie na użycie słowa klucza do marksizmu: dialektyka. Dialektyczny, to taki, który wciąż się staje, zmienia poprzez wieczną walkę przeciwieństw. Czyli wracając do Końska: z jednej strony śmiertelna nuda ma toczyć jego mieszkańców – a z drugiej wykonują oni niezwykle pieczołowicie i celowo zwykłe codzienne czynności, jakby wbrew bezsensowi i przygnębieniu. Nuda jest może w tym, że te czynności mają bardzo określone cele. Życie mieszkańców Końska składa się z szeregu małych celów do osiągnięcia: najpierw trzeba otworzyć oczy, potem poszukać ręką po kołdrze, gdzie zostawiłam pilot od telewizora, włączyć – niech gra, niech coś do mnie gada, potem założyć okulary, które mam na szafce. Kiedy już dobrze siedzą na nosie, przejrzeć program telewizyjny. Czy dzisiaj grają McGyvera czy Rodzinę Bundich? Między jedną czynnością a drugą, nie bałabym się pauz -tzn. takich momentów, kiedy nie robię nic. Stoję, opierając się o umywalkę i nie wiem, czy jest sens po raz tysięczny golić brodę. Przecież znowu odrośnie i znowu będzie trzeba się ogolić. To bez sensu. No, ale po kilku sekundach bezruchu podejmuje się jednak trud żywota. C’est la vie. Nie wiem, co J.S. na to, ale to może być jakiś sposób na destylację improwizacji, o której mówił na początku dnia.

To, co zdecydowanie coraz lepiej wychodzi, to wzajemne słuchanie się. Wygląda na to, że wielu rozumie, że jako postać nie można usłyszeć tego, co robi sąsiad dwa domy dalej, natomiast jako aktor trzeba mieć uszy otwarte na całą scenę, szczególnie na początku. Bardzo ważny jest moment, kiedy padają pierwsze słowa w improwizacji i ważne jakie to będą słowa. Ważne są odgłosy podczas snu - w najlepszym razie powstaje z tego pewien rodzaj muzyki – z jednej strony ktoś chrapnie, po chwili z drugiej ktoś zaszeleści, przekręcając się na drugi bok, a znów zupełnie z innej strony widz słyszy głęboki, miarowy oddech. Takie stereo nocne i wczesno-poranne, z którego powstaje uporządkowana partytura, jest właśnie tym, czego, zapewniam pana dyrektora, w szkolnych teatrzykach nie znajdziecie.

Podobna partytura, jak ta dźwiękowa, powinna powstać w przestrzeni. Ładnie to nazwał Arnold, kiedy powiedział, że uciekinierzy idący w góry układają się na drabinkach jak nuty na pięciolinii – i tu jest znów sprawa podwójnego zmysłu, tym razem wzroku. Bo raz, że kreujemy określone spojrzenie postaci, a dwa że kątem oka kontrolujemy całą przestrzeń gry. W tym sensie aktor jest doskonałym przykładem tego, kto uprawia ketman – lubuje się w wyprowadzaniem widzów w pole, ukrywając się jak najszczelniej za rolą, a jednocześnie jest w stanie powiedzieć, kto stoi w kulisie i ile widzów siedzi w którym rzędzie. Jest taka dykteryjka aktorska, która wcale nie musi być satyrą na odwalanie chałtury:

Teatr polski w Poznaniu, lata siedemdziesiąte, wystawna inscenizacja Aidy Verdiego.
W kulisie dwóch starszych aktorów z pióropuszami na głowach oczekuje na swoje wejście na scenę.
- zauważył pan, Panie Jerzy, że jeden z pantografów na tramwaju jest zawsze opuszczony?
- hmm... może to dla oszczędności prądu?
W tej chwili obaj panowie weszli na scenę i odegrali patetyczny dialog, po czym wrócili w tę samą kulisę i pan Jerzy - gdy tylko skrył się za szalem wyrzekł:
- a wie pan, panie Wacławie, ja myślę, że oni oszczędzają pantografy...


A propos ketmana, zacytuję Miłosza z części "Ketman estetyczny" o tym, jak wyglądały miasta zarażone wirusem ze Wschodu:

Ulice, fabryki, miejsca zebrań są pełne czerwonych płacht ze sloganami i sztandarów. Architektura nowych gmachów jest monumentalna i przygniatająca, lekkość i radosność w architekturze są tępione jako formalizm. Ilość przeżyć estetycznych, jakie otrzymuje mieszkaniec miast Nowej Wiary, jest więc niezwykle ograniczona. Jedynym miejscem czaru jest teatr, bo istnieje magia teatru, nawet jeżeli jest ona spętana przez nakazy socjalistycznego realizmu (...)

W tym kontekście wystawienie fragmentów "Naszej klasy" po wypędzeniu Żydów, w czasie kiedy buduje się nowy porządek byłoby usprawiedliwione nie tylko żydowskim tematem sceny wypędzenia, ale i opisywanym przez Miłosza zaznaczeniem specjalnej funkcji teatru w nowym porządku (tzn. że w teatr wymyka się panowaniu ideologii, w nim można powiedzieć, jaka jest prawda o mieszkańcach Końska - jak w Hamlecie, kiedy Hamlet zaprasza na dwór trupę, aby odegrała prawdę o tym, co dzieje się na dworze króla Danii). Padł pomysł, żeby tą scenę wcześniej nagrać i puścić jako film - to dobry kierunek. Ale inny pomysł, żeby zrobić czytanie performatywne – czyli czytać z kartek role w tej scenie wydaje się zręczniejszy. Teatr w teatrze potrafi odsłonić ketmańskie mechanizmy.

Nauka języków


Kieszonkowy słownik poznańsko-niemiecki-polski

Na szagę – schraeg (Z.B ueber die Strasse gehen) - na skos
Ćpane kluski - gegossene Mehlklöschen - kładzione/lane kluski
Gzik - Quark mit Kartoffeln - twaróg z ziemniakami
Wuchta wiary - viele Menschen - dużo ludzi
Tawiejm? - Keine Ahnung – A ja wiem?
Antrejka - Gartenlaube – altana
Ryczka - Hoeckerchen – niski taboret, stołeczek
Tej - du-Form- forma zwraca się do osoby znajomej (słownik języka polskiego)
Zdygany - muede – zmęczony
Fyrtel - Stadtviertel - dzielnica
Jubel - Unordnung - bałagan
Uliczka - Gartentor/Pforte – furtka
Szneka z glancem - Hefegebaeck in Form einer Schnecke – drożdżówka
Westka - Weste - kamizelka
Ciota - Hexe - czarownica
Skibka - Scheibe/Schnitte - kromka
Tepiś - Teppich - dywanik

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Trzeci dzień: Końsko


- Improwizacja „Koń” – przymierzamy się do niej trzeci dzień. Jak napisano w piśmie, Chrystus na trzeci dzień zmartwychwstał. Nasz koń wprawdzie także został dosłownie umęczony, ale niestety ciągnął raczej ku ziemi niż ku niebu. A nic widza nie obchodzi, czy była impreza poprzedniej nocy, czy też kondycja ogólna w nienajlepszej formie. Jest jednak jedna pociecha dla zbłądzonych improwizujących owieczek, drodzy parafianie: Marto, to ty jesteś pierwszym w zastępie! Jeśli czujesz się dziś nie rumakiem, a zachodzoną szkapą, wolniej rozgrzewaj maszynę do lotu, stopniowo rozkręcaj, wracaj częściej do wolnego tempa, rób slalomy, korowody i ósemki, dając się wykazać tym z ogona, a kiedy poczujesz przypływ mocy, dopal – ale na krótko. Zresztą właściwe rozkładanie sił w improwizacjach (i to tyczy się całego zastępu), to sprawa na którą zwrócił uwagę Arnold w rozmowie z Wiki. Może warto temu poświęcić parę słów na forum?

Inne uwagi na temat konia: improwizacja zaczęła się znów od zawiązania sieci – już nie (jak wczoraj) przez chwytanie za ramiona, a przez znaczne zmniejszenie odległości między ćwiczącymi. To może się wydawać dziwne, ale droga impulsu z oczu do mózgu nie jest chyba wcale najkrótszą możliwą - dużo krótsza bywa z łydki, z łokcia, a jeszcze krótsza prowadzi ta z brzucha. Wprawdzie nie mam na to dowodów naukowych, ale można to było zaobserwować w pierwszych sekundach improwizacji. Ten, kto nie odważył się zamknąć oczu, choćby się starał bardzo, pozostawał zawsze lekko spóźniony, tzn. reagował na zmianę tempa kołysania zawsze o moment za późno. A to, co się zaprzepaści na początku, odbija się na synchronie grupy do końca improwizacji. Zresztą, jeszcze z innego punktu widzenia: jeśli wrócimy kiedyś do początkowego pomysłu, żeby konie miały maski na oczach (jak to było w spektaklu Equus), albo do obrazu-metafory, że konie biegną "na oślep", jak raz wprawiona w ruch szalona maszyna – to doświadczenie wspólnego ruchu bez wizji będzie jak znalazł.

Inna sprawa: W naszym zastępie na przodzie wciąż galopują osobniki najsilniejsze, najczęściej krwi polskiej, a z tyłu dokłusowują leniwe kuce i inne końskie inwalidy. Nawet jeśli tak jest, to niech przynajmniej inwalidzi trzymają się razem, w zwartej grupie może łatwiej będzie utrzymać wspólne tempo. Chyba że (a to już pytanie do J. S.) ma to być ośmieszenie pędzącej maszyny, z której po kolei wypadają zardzewiałe śrubki...?

- Dogville (może przydałaby się lokalna nazwa dla tej improwizacji, np. Jaroville, albo Horsevill, czyli po polsku: Konin albo... Końsko). Drzewo pomysłów na organizację improwizacji w Końsku zaczyna się rozrastać, może warto ponazywać gałęzie, żeby później przez nieuwagę nie odciąć tej, na której siedzimy.

Oto lista "gałęzi" (informacja dla J.S.: notowałam wszystkie, które padły - jak widać, niektóre się nawzajem wykluczają, przy kilku stawiam pytania, inne zostały zapomniane, ale może się do nich wróci):

1) Dwie sceny Końska. Najpierw miasteczko w międzywojennej Polsce (typowa niedziela zmienia się w wypędzenie Żydów), a potem współczesna wioska, której życie skupia się wokół konsumpcji, do niej to przyjeżdża wnuk zamordowanych Żydów przekonwertowany na islam (?) i - jak starsza pani u Duerrenmatta - rozpoczyna w mieście rewolucję.

2) Odklejanie taśm określających plan miasta w momentach przełomowych i przyklejanie jej na nowo jako symbol zaprowadzania nowego porządku.

3) Ekrany na zewnątrz budynku pokazują życie w Końsku i tam ogląda ich publiczność (pomysł chyba na razie upadł)

4) Projekcje panoramiczne ludzi wchodzących do sali (nagranych przed spektaklem lub ludzi z Jarocina jak stoją w kolejkach) wyświetlane nad drabinkami, na których w tym samym rytmie wędrują małpy. (pomysł przerodził się w puszczanie współczesnych obrazów biedy - jak w Dogville).

5) Przechodzenie po drabinkach odbędzie dwa razy. Raz bez rolowania kiełbasek, drugi raz z rolowaniem. Pytanie, co będzie za drugim razem na ekranach (i czy wogóle coś) pozostaje na razie otwarte

5) PRL-owska piosenka budowniczych Warszawy w czasie przyklejania taśm na nowo (?)

6) Odgłosy miasta Jarocina z rana (kosiarki, zapalanie silnika samochodu itd.) lub rozmowy ludzi na targu jarocińskiego (nadal aktualne?)

7) „Nasza klasa” Słobodzianka – zmiana symboli w kościele z krzyża, na sierp i młot – jako symbol przyjęcia nowej socjalistycznej wiary (czy to był pomysł inscenizacyjny czy tylko rzucone przez J.S. skojarzenie?)

8) Procesja przez miasto – Patryk daje w tle odgłosy przemocy (rozbijanie szyb, łomot, podkładanie ognia (czyli to, co w filmie Dogville w momencie kiedy Grace decyduje się na zniszczenie miasta). O tym zapomniano i Patryk wyszukał motyw muzyczny, nie autentyczne odgłosy rozboju.

9) Czy niszczenie miasta będzie dwa razy? Raz na końcu pierwszego Końska, raz na końcu drugiego?

10) Wesele z "Naszej klasy" - czytanie performatywne (ludzie z miasta/polscy aktorzy)


A na koniec lista moich prywatnych hitów - najlepszych momentów z rozgrzewki i improwizacji:
- Rozgrzewkowa procesja: Naokoło, w biegu po okręgu odbywały się radosne, wielbiące podskoki ze wniesionymi do nieba dłońmi, a na środku Żyd Arne z żoną tańczyli sobie walczyka.

- Improwizacja Końsko: Hania ma kota imieniem Zuza i próbuje go wychowywać – mówi do niego, tłumaczy, że ma nie wychodzić za próg domu, walczy z jego instynktem i przywiązaniem. Scena kończy się zamknięciem kota w domu (pani wpycha swojego pupila siłą z powrotem) i błagalnym drapaniem kota w zatrzaśnięte drzwi.

- Noc, miasto śpi. Tylko Vivienne leży z otwartymi oczami i patrzy w sufit, a może w gwiazdy przez dziurę w suficie? O czym ona marzy? (Vivienne zrobiła to tylko raz, w następnych próbach spała grzecznie, jak inni - może warto wrócić do tego marzenia?)

- Arnold – anioł, który pod postacią fotografa zszedł na ziemię (robi zdjęcia, może żeby później zanieść je swojemu szefowi). Kuca, żeby sfotografować zaćpaną Martę, siedzącą na chodniku. Marta boi się flesza i zlękniona na klęczkach odsuwa się od fotografa, a on - idąc na czworakach, trzymając w jednej ręce aparat, a drugą się podpierając, podąża za nią główną ulicą miasta. (mój pomysł: może ustalić, że anioła widzą tylko niektórzy mieszkańcy? Np. Marta albo szalona Zuza?)

- małżeństwo Szymonów: trenują od rana wszystkie możliwe rodzaje sportów, podczas gdy ich autystyczne dziecko zamknięte w czterech ścianach grzebie godzinami paznokciem w podłodze (do wykorzystania w Końsku 2)

I parę myśli po wieczornym seansie filmowych: W Dogville Triera nie otwiera się nigdy drzwi tak po prostu, niedbale, nieostrożnie. Ten, kto puka do naszych drzwi jest potencjalnie niebezpieczny, bo obcy. U Triera każde użycie drzwi jest inne - w rytmie, w emocji, w sposobie chwytania za klamkę. Może w naszym Końsku też przydałoby się zwrócić uwagę widza na drzwi - czy trzaskamy nimi wychodząc z domu? Czy klamka chodzi lekko, czy jest zardzewiała, czy w drzwiach wstawiona jest szyba, czy też drzwi mają wizjery? Nie przypadkiem Trier kazał aktorom markować otwieranie drzwi (pantomima). Zwrócenie uwagi widza na gest otwierania i zamykania jest ważny – film jest przecież także o nieumiejętności przyjmowania niespodziewanych gości, o odgradzaniu się od tego, co na zewnątrz.