So, das ist das Fenster in dem Radoliner Palast in Jarocin. Durch das Fenster kann man ein Stück des Parks sehen und wenn man sich herausstreckt, ist sogar der Teich sichtbar. Es ist sehr netter aber vorläufiger Sitz der Blogredaktion, die Tag für Tag (seit dem 29. Juli bis zum 6. August) die polnisch-deutsche Theaterwerkstatt dokumentiert . Die Werkstattleitung: Janusz Stolarski und Arnold Pfeifer. Der Ausgangspunkt: „Verführtes Denken” von Czesław Miłosz.

Wir versuchen auch möglicherweise die deutsche Version der Texte zu veröffentlichen.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Trzeci dzień: Końsko


- Improwizacja „Koń” – przymierzamy się do niej trzeci dzień. Jak napisano w piśmie, Chrystus na trzeci dzień zmartwychwstał. Nasz koń wprawdzie także został dosłownie umęczony, ale niestety ciągnął raczej ku ziemi niż ku niebu. A nic widza nie obchodzi, czy była impreza poprzedniej nocy, czy też kondycja ogólna w nienajlepszej formie. Jest jednak jedna pociecha dla zbłądzonych improwizujących owieczek, drodzy parafianie: Marto, to ty jesteś pierwszym w zastępie! Jeśli czujesz się dziś nie rumakiem, a zachodzoną szkapą, wolniej rozgrzewaj maszynę do lotu, stopniowo rozkręcaj, wracaj częściej do wolnego tempa, rób slalomy, korowody i ósemki, dając się wykazać tym z ogona, a kiedy poczujesz przypływ mocy, dopal – ale na krótko. Zresztą właściwe rozkładanie sił w improwizacjach (i to tyczy się całego zastępu), to sprawa na którą zwrócił uwagę Arnold w rozmowie z Wiki. Może warto temu poświęcić parę słów na forum?

Inne uwagi na temat konia: improwizacja zaczęła się znów od zawiązania sieci – już nie (jak wczoraj) przez chwytanie za ramiona, a przez znaczne zmniejszenie odległości między ćwiczącymi. To może się wydawać dziwne, ale droga impulsu z oczu do mózgu nie jest chyba wcale najkrótszą możliwą - dużo krótsza bywa z łydki, z łokcia, a jeszcze krótsza prowadzi ta z brzucha. Wprawdzie nie mam na to dowodów naukowych, ale można to było zaobserwować w pierwszych sekundach improwizacji. Ten, kto nie odważył się zamknąć oczu, choćby się starał bardzo, pozostawał zawsze lekko spóźniony, tzn. reagował na zmianę tempa kołysania zawsze o moment za późno. A to, co się zaprzepaści na początku, odbija się na synchronie grupy do końca improwizacji. Zresztą, jeszcze z innego punktu widzenia: jeśli wrócimy kiedyś do początkowego pomysłu, żeby konie miały maski na oczach (jak to było w spektaklu Equus), albo do obrazu-metafory, że konie biegną "na oślep", jak raz wprawiona w ruch szalona maszyna – to doświadczenie wspólnego ruchu bez wizji będzie jak znalazł.

Inna sprawa: W naszym zastępie na przodzie wciąż galopują osobniki najsilniejsze, najczęściej krwi polskiej, a z tyłu dokłusowują leniwe kuce i inne końskie inwalidy. Nawet jeśli tak jest, to niech przynajmniej inwalidzi trzymają się razem, w zwartej grupie może łatwiej będzie utrzymać wspólne tempo. Chyba że (a to już pytanie do J. S.) ma to być ośmieszenie pędzącej maszyny, z której po kolei wypadają zardzewiałe śrubki...?

- Dogville (może przydałaby się lokalna nazwa dla tej improwizacji, np. Jaroville, albo Horsevill, czyli po polsku: Konin albo... Końsko). Drzewo pomysłów na organizację improwizacji w Końsku zaczyna się rozrastać, może warto ponazywać gałęzie, żeby później przez nieuwagę nie odciąć tej, na której siedzimy.

Oto lista "gałęzi" (informacja dla J.S.: notowałam wszystkie, które padły - jak widać, niektóre się nawzajem wykluczają, przy kilku stawiam pytania, inne zostały zapomniane, ale może się do nich wróci):

1) Dwie sceny Końska. Najpierw miasteczko w międzywojennej Polsce (typowa niedziela zmienia się w wypędzenie Żydów), a potem współczesna wioska, której życie skupia się wokół konsumpcji, do niej to przyjeżdża wnuk zamordowanych Żydów przekonwertowany na islam (?) i - jak starsza pani u Duerrenmatta - rozpoczyna w mieście rewolucję.

2) Odklejanie taśm określających plan miasta w momentach przełomowych i przyklejanie jej na nowo jako symbol zaprowadzania nowego porządku.

3) Ekrany na zewnątrz budynku pokazują życie w Końsku i tam ogląda ich publiczność (pomysł chyba na razie upadł)

4) Projekcje panoramiczne ludzi wchodzących do sali (nagranych przed spektaklem lub ludzi z Jarocina jak stoją w kolejkach) wyświetlane nad drabinkami, na których w tym samym rytmie wędrują małpy. (pomysł przerodził się w puszczanie współczesnych obrazów biedy - jak w Dogville).

5) Przechodzenie po drabinkach odbędzie dwa razy. Raz bez rolowania kiełbasek, drugi raz z rolowaniem. Pytanie, co będzie za drugim razem na ekranach (i czy wogóle coś) pozostaje na razie otwarte

5) PRL-owska piosenka budowniczych Warszawy w czasie przyklejania taśm na nowo (?)

6) Odgłosy miasta Jarocina z rana (kosiarki, zapalanie silnika samochodu itd.) lub rozmowy ludzi na targu jarocińskiego (nadal aktualne?)

7) „Nasza klasa” Słobodzianka – zmiana symboli w kościele z krzyża, na sierp i młot – jako symbol przyjęcia nowej socjalistycznej wiary (czy to był pomysł inscenizacyjny czy tylko rzucone przez J.S. skojarzenie?)

8) Procesja przez miasto – Patryk daje w tle odgłosy przemocy (rozbijanie szyb, łomot, podkładanie ognia (czyli to, co w filmie Dogville w momencie kiedy Grace decyduje się na zniszczenie miasta). O tym zapomniano i Patryk wyszukał motyw muzyczny, nie autentyczne odgłosy rozboju.

9) Czy niszczenie miasta będzie dwa razy? Raz na końcu pierwszego Końska, raz na końcu drugiego?

10) Wesele z "Naszej klasy" - czytanie performatywne (ludzie z miasta/polscy aktorzy)


A na koniec lista moich prywatnych hitów - najlepszych momentów z rozgrzewki i improwizacji:
- Rozgrzewkowa procesja: Naokoło, w biegu po okręgu odbywały się radosne, wielbiące podskoki ze wniesionymi do nieba dłońmi, a na środku Żyd Arne z żoną tańczyli sobie walczyka.

- Improwizacja Końsko: Hania ma kota imieniem Zuza i próbuje go wychowywać – mówi do niego, tłumaczy, że ma nie wychodzić za próg domu, walczy z jego instynktem i przywiązaniem. Scena kończy się zamknięciem kota w domu (pani wpycha swojego pupila siłą z powrotem) i błagalnym drapaniem kota w zatrzaśnięte drzwi.

- Noc, miasto śpi. Tylko Vivienne leży z otwartymi oczami i patrzy w sufit, a może w gwiazdy przez dziurę w suficie? O czym ona marzy? (Vivienne zrobiła to tylko raz, w następnych próbach spała grzecznie, jak inni - może warto wrócić do tego marzenia?)

- Arnold – anioł, który pod postacią fotografa zszedł na ziemię (robi zdjęcia, może żeby później zanieść je swojemu szefowi). Kuca, żeby sfotografować zaćpaną Martę, siedzącą na chodniku. Marta boi się flesza i zlękniona na klęczkach odsuwa się od fotografa, a on - idąc na czworakach, trzymając w jednej ręce aparat, a drugą się podpierając, podąża za nią główną ulicą miasta. (mój pomysł: może ustalić, że anioła widzą tylko niektórzy mieszkańcy? Np. Marta albo szalona Zuza?)

- małżeństwo Szymonów: trenują od rana wszystkie możliwe rodzaje sportów, podczas gdy ich autystyczne dziecko zamknięte w czterech ścianach grzebie godzinami paznokciem w podłodze (do wykorzystania w Końsku 2)

I parę myśli po wieczornym seansie filmowych: W Dogville Triera nie otwiera się nigdy drzwi tak po prostu, niedbale, nieostrożnie. Ten, kto puka do naszych drzwi jest potencjalnie niebezpieczny, bo obcy. U Triera każde użycie drzwi jest inne - w rytmie, w emocji, w sposobie chwytania za klamkę. Może w naszym Końsku też przydałoby się zwrócić uwagę widza na drzwi - czy trzaskamy nimi wychodząc z domu? Czy klamka chodzi lekko, czy jest zardzewiała, czy w drzwiach wstawiona jest szyba, czy też drzwi mają wizjery? Nie przypadkiem Trier kazał aktorom markować otwieranie drzwi (pantomima). Zwrócenie uwagi widza na gest otwierania i zamykania jest ważny – film jest przecież także o nieumiejętności przyjmowania niespodziewanych gości, o odgradzaniu się od tego, co na zewnątrz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz